Kategorie

Tu możesz wszystko! Góry Stołowe z dzieckiem

Góry Stołowe z dzieckiem – dlaczego to dobry pomysł? Bo tutaj możesz wszystko! Oczywiście zgodnie z prawem, zdrowym rozsądkiem, chęciami etc… A poza tym wszystko 😉

Skąd ten śmiały wniosek? Otóż stąd:

Możesz chodzić po górach…

A jeśli nie chcesz chodzić za dużo, to możesz sporo podjechać. My mieliśmy trzy cele: Szczelinie Wielki, Skalne Grzyby i Błędne Skały. Braliśmy pod uwagę możliwości i chęci naszej dwulatki (możliwości chodzenia i możliwości jęczenia…).

  • Szczeliniec

    – najprostszym sposobem na zdobycie tego szczytu (najwyższego w Górach Stołowych, swoją drogą) jest dojechanie samochodem do Karłowa, zostawienie go na płatnym parkingu i podążanie za znakami 😉
    Uwaga, alert rodzicielski – po drodze stragany z wszelkimi dobrami tego świata, czyli serami podhalańskimi, obwarzankami krakowskimi, maskotkami pluszowymi itd… A ponadto również Park Dinozaurów, więc jeśli macie spostrzegawcze dzieci, które lubią dinozaury – od razu rezerwujcie czas i pieniądze.
    Na Szczeliniec wchodzimy sobie po schodkach, później musimy swoje odstać w kolejce do kasy, kupić bilety na wejście w skały (terminal akurat nie działał, warto mieć gotówkę) i już cieszymy oczy niesamowitymi widokami. Nie dajcie się przekonać tym, którzy mówią, że biletów nie warto kupować, bo to samo widać stojąc w kolejce – guzik prawda!
    Co do naszej Małej – dużo korzystaliśmy z nosidła i wydaje nam się, że bez niego byłoby trudno, na przykład na śliskich stopniach, kiedy trzeba było trzymać się łańcucha, trudno trzymać jednocześnie dziecko na rękach. Nie jest to niewykonalne, ale jednak trudne. Z wózkiem oczywiście bez szans na tych schodach…
    Po zejściu polecamy obiad w StoLove – zresztą dzieci i tak Was zaciągną na tamtejszy plac zabaw – widać go z daleka. Właśnie on pozwoli Wam w spokoju delektować się obiadem, a nawet deserem i kawą…

  • Skalne Grzyby

    – zupełnie inna trasa niż Szczeliniec – dłuższa (ze trzy godzinki), leśna, bez skalnych labiryntów, bez tabliczek z nazwami form, ale też bez tłumów – duży plus. Trudniejsza dla dzieci, jeśli chodzi o długość; łatwiejsza – bo to po prostu spacer leśnymi ścieżkami. Nasza Lila nie była zainteresowana i dlatego większość przesiedziała w nosidle… W przeciwieństwie do Szczelińca i Błędnych Skał, w których mostki, kładki i wąskie przejścia ją zafascynowały.
    Na szukanie Skalnych Grzybów koniecznie zabierzcie mapę, bo musicie sami odszukiwać drogę i formy skalne, nie zaszkodzi też spray na kleszcze, bo podobno sporo ich tam grasuje. Najkrótsza trasa startuje z darmowego parkingu przy Szosie Stu Zakrętów.

  • Błędne Skały

    – tam możecie dojechać samochodem prawie pod samo wejście. My tak zrobiliśmy, a potem godzinę siedzieliśmy w samochodzie, bo nie chcieliśmy przerywać dziecku drzemki 😀 W kwestii praktycznej – wjazdy na górę zaczynają się o pełnej godzinie i trwają 15 minut, zjazdy w połowie godziny.
    Zaraz po kupieniu biletów zaczęło padać. Byłam strrrrasznie zła na Lilę, że spała i przez to mamy zwiedzanie w deszczu i mgle… I oczywiście wyjdą złe zdjęcia! A okazało się, że to najlepsza pogoda na to miejsce – wyglądało dzięki temu tajemniczo i magicznie, nastrój jak z innego świata. Do tego pojawiły się już pierwsze oznaki jesieni i w tej kolorystyce, z mgłą i wilgocią – prawdziwa bajka!
    Ludzi też sporo, pogoda nie odstrasza, więc najlepiej wybierać się z samego rana.
    Mietek radzi zwiedzać w kolejności: Skalne Grzyby – Błędne Skały – Szczeliniec.
    Na mnie Błędne Skały zrobił największe wrażenie, mimo tego, że trasa po Szczelińcu jest dłuższa, a formy bardziej majestatyczne. Ale ja, jak to kobieta, jestem wyczulona na nastrojowe momenty…

Możesz zwiedzać…

Jeśli traficie na pogodę w kratkę lub też dawkujecie sobie (ewentualnie dzieciom) wędrówki, możecie chodzenie po górach urozmaicić zwiedzaniem. Okolica ma sporo do zaoferowania:

  • Muzeum Papiernictwa w Dusznikach – Zdroju, w którym możecie dowiedzieć się, czego używano zamiast papieru toaletowego przed wynalezieniem papieru toaletowego oraz  jakim cudem odchody słonia można poddać recyklingowi. Chcesz więcej? Kliknij mnie!
  • Wambierzyce zwane dolnośląską Jerozolimą, z tyloma schodami, że aż mi łupnęło w kolanie i do końca wyjazdu byłam kontuzjowana (ale zachęta :D). Nie przegapcie tam ruchomej szopki! Chcesz wiedzieć więcej? Kliknij mnie!
  • Kudowa – Zdrój, a w niej Kaplica Czaszek (w dzielnicy Czermna), skansen (w dzielnicy Pstrążna), Szlak Ginących Zawodów oraz oczywiście park. Chcesz więcej? Wiesz, co robić!

Możesz iść nad wodę…

Nie jest to morze ani jezioro, ani rzeka, ale Zalew Radkowski wystarczy maluchom, które chcą trochę wymoczyć pupy 🙂 Dobre miejsce po upalnym dniu – na pomoczenie, zabawę na dmuchańcach, piwo i lody. Klimat trochę odpustowy, ale nasza Mała była ucieszona.

Możesz znaleźć dobry nocleg…

My byliśmy bardzo zadowoleni z naszego spania pod namiotem w Camper Park w Radkowie. Można sobie tam zrobić ognisko, jest kuchnia, czyste łazienki i bar na miejscu – Lila upodobała sobie w nim kakałko, a my pstrąga i smażony ser. Można podciągnąć prąd, można zlecić pranie… Ale największym plusem był widok z namiotu! ( dla nas, bo dla Małej była nim niewątpliwie trampolina)

I cóż…

Udało mi się przekonać Was do wyjazdu w Góry Stołowe? Dla nas było to fantastyczne doświadczenie, a nocowanie pod namiotem okazało się zbawienne dla zdrowia Lili, która w domu nieustannie smarkała i kasłała. Za to bieganie po rosie, wychodzenie spod prysznica na deszcz i wiatr, chłodne noce – to wszystko wychodzi na dobre 🙂 Polecamy!

8 komentarzy

Add a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *