Czy ciąża i macierzyństwo to siedzenie w domu?
Dawno, dawno temu…
W poprzednim życiu (czytaj: przed ciążą) nabieraliśmy właśnie apetytu na podróżowanie. Rozochoceni planowaliśmy kolejne wyprawy. To znaczy ja, bo Mietek to nie umie w planowanie…
Z powodu dziury budżetowej przychyliliśmy się do opcji „Rowerowe Mazury”.
Plan był gotowy. Internet przekopany w poszukiwaniu potrzebnego sprzętu, treningi kondycyjne rozpoczęte (moje, bo Mietek to…)
A tu bum! Niespodzianka!
Ciąża
Musieliśmy zweryfikować plany wakacyjne – ostatecznie zawitaliśmy do Trójmiasta.
A ja byłam skołowana. Nie miałam pojęcia o dzieciach. Dopiero teraz wiem, jak bardzo nie miałam 😉
Trafiłam na blog tasteaway – pochłaniałam wpisy jeden po drugim! (Wyjaśniam – autorka bloga świetnie opisuje, między innymi, doświadczenia z podróży z dwójką dzieciaków, w tym też do krajów egzotycznych). Pomysł wyjazdów z dzieckiem pochłonął mnie bez reszty!
Z nadzieją w sercu, nutą niecierpliwości i sporą dawką strachu oczekiwałam na rozwój wypadków i wypróbowanie naszej Małej na wyjeździe.
Dziecko
Pierwsze dni po porodzie to odlot na hormonach. Patrzyłam na śpiącą Małą i płakałam ze wzruszenia przy „Kołysance dla okruszka”.
Miesiąc później też płakałam, ale ze zmęczenia, bezsilności i wściekłości – tak nam dała popalić! Jakiekolwiek nadzieje na podróż wydawały się śmieszne…
Przyszła wiosna. (Taka pora roku, a nie że było lepiej)
Mietek zobaczył na łące stojącego bociana. STOJĄCEGO, rozumiecie to? Był zrozpaczony. Mietek, nie bocian. Może nie wiecie, ale wróżbita Mietek wywróżył z tego znaku niebios jedną rzecz: będziemy też tak stali jak ten bocian i nigdzie w tym roku nie pojedziemy na wakacje. Eureka! Taki rok to ja i bez bociana nam przepowiadałam…
Po kilku miesiącach walki kupiliśmy chustę. To odmieniło nasze życie i, najwidoczniej, znacząco poprawiło komfort życia naszej Małej. Mogliśmy wreszcie wyjść na spacer bez wrzasków, jupi!
Odżyły nadzieje na wyjazd. Zaryzykowaliśmy. Nie wszystko było idealnie, ale odkryliśmy niesamowitą rzecz – Mała, w domu jęczybuła i wyjec pospolity, jest aniołkiem na wycieczce! (No prawie…)
W ten sposób dziecko stało się naszą motywacją do wyjazdów, a wróżba Mietka okazała się kompletną pomyłką 🙂 na szczęście!