Zwiedzanie Wrocławia
Zwiedzanie Wrocławia to nie lada przedsięwzięcie. Od czego zacząć w tym dużym, pełnym atrakcji mieście? Nam udało się chyba całkiem nieźle wykorzystać nasze 4 dni tutaj. Co zobaczyć?
Rynek z ratuszem
Być we Wrocławiu, a nie być na wrocławskim Rynku to… no nie wiem, jakby nie być we Wrocławiu. Jak nie widzieć morza nad morzem i jak jechać w góry, żeby siedzieć w hotelu.
My mieliśmy takie szczęście, że nasz HOSTEL był tuż przy Rynku, więc mieliśmy okazję spacerować po nim rano, w południe i wieczorem. Kto też lubi ten klimat? Leniwy, zmęczony poranek; południe pełne turystów, szukania krasnali, puszczania baniek; wieczór ożywający muzyką ulicznych artystów oraz prezentacją sztukmistrzów wszelakich. Lila, lat 2 i pół, dała się temu szaleństwu porwać. Biegała, tańczyła, podziwiała, moczyła ręce w fontannie, tuliła pręgierz, głaskała krasnale – no wieczory były jej!
Poza pręgierzem, fontanną i krasnalami niezmiernie istotnym elementem Rynku jest ratusz, oczywiście. Ku ścisłości – Stary Ratusz, ponieważ funkcji ratusza już nie pełni, teraz znajduje się tu Muzeum Sztuki Mieszczańskiej.
W podziemiach zaś można napić się piwa – działa tam Piwnica Świdnicka, której historia sięga XIII wieku! To jest dopiero przyjemne smakowanie historii 🙂




Krasnale
My jesteśmy krasnoludki, hopsa sa, hopsa sa
Pod grzybkami nasze budki, hopsa, hopsa sa!
Co? Wcale nie, bo już trochę czasu minęło odkąd pewien krasnal opuścił rodzinne Podgrzybkowo i ruszył szukać szczęścia w wielkim mieście – Wrocławiu. Potem założył rodzinę, ściągnął znajomych i tak oto mamy już w stolicy Dolnego Śląska 382 krasnale! (ilość zawsze sprawdzisz na ich STRONIE) Skrzaty wrocławskie to są krasnale pracujące, żadnej pracy się nie boją – wykonują przeróżne profesje, ale i od rozrywek nie stronią.
Krasnale można poznawać na dwa sposoby. Pierwszy – ambitny – wziąć krasnalową mapę, ściągnąć APLIKACJĘ, przygotować ekwipunek i wyruszyć na łowy. Tak uzbrojeni może mamy jakąś szansę na odszukanie ich wszystkich.
Opcja druga jest taka: mieć nieustannie z tyłu głowy myśl o czających się tu i ówdzie krasnalach, rozglądać się uważnie podczas spacerów po mieście, podczas przechodzenia z punktu A do B, podczas zakupów, nawet na statku. Wtedy macie szansę znaleźć… kilkadziesiąt? Tak jak my 😉 Nie omińcie tylko pierwszego z nich – Papy Krasnala, bo to byłby potworny nietakt i krasnoludki mogłyby zrobić Wam jakiegoś psikusa na odjezdnym!








Ostrów Tumski
To najstarsza część Wrocławia. Ostrów – bo kiedyś był wyspą. Idealne miejsce dla spragnionych sztuki sakralnej, ponieważ zwiedzić tu można trzy kościoły i Muzeum Archidiecezjalne. Największa i najokazalsza jest oczywiście Archikatedra Jana Chrzciciela. Nie ma szans, że jej nie zauważycie. Jak przystało na tak leciwy kościół, jest zlepkiem tego, co niósł czas – znajdziemy tam najstarsze elementy romańskie, dużo gotyku, ale wielokrotne pożary, a później zniszczenia wojenne wiązały się z równie licznymi odbudowami.
Bardzo ciekawie wyjaśnione jest powstanie dwupiętrowego (!) kościoła Świętego Krzyża. Miał on nosić początkowo wezwanie św. Bartłomieja, ale podczas budowy znaleziono korzeń w kształcie krzyża – no cud! Obok takiego cudu nie można przejść obojętnie, toteż kościoły musiały być dwa – na dole św. Bartłomieja, a na górze Świętego Krzyża.
I jest jeszcze kościółek św. Marcina, dawna kaplica zamkowa i jedyna po zamku pozostałość.
My serdecznie polecamy wieczorny spacer po Ostrowie Tumskim wszystkim tym, którzy szukają spokoju, ciszy i wytchnienia. Zupełnie inny klimat niż na Rynku, nam trafiła się jeszcze okazja posłuchania pana grającego na skrzypcach – niesamowity efekt. Ludzi tylko garstka, bliskość i mnogość kościołów chyba onieśmielają i życie nocą tak tutaj nie huczy.
Jest pięknie.






Polinka
Kolejka gondolowa kursująca nad Odrą (ul. Na Grobli -> ul. wybrzeże Stanisława Wyspiańskiego) powstała, aby ułatwić życie studentom Politechniki Wrocławskiej (dlatego Polinka). Stała się atrakcja turystyczną, na którą ustawiają się kolejki. Najlepiej od razu kupić bilet w dwie strony, bo przecież trzeba jakoś wrócić. Automaty z biletami stoją tuż przy Polince. Z góry można podziwiać ciekawe widoki. My udaliśmy się jeszcze na spacer między dwoma kursami i trafiliśmy na… muzeum na wodzie! Muzeum Odry to trzy jednostki (holownik, dźwig pływający, barka), które stacjonują naprzeciwko gmachu głównego Politechniki Wrocławskiej. Wchodzi się za darmo, o wszystko można dopytać, tylko trzeba uważać, żeby nie spaść z pokładu 😉 Miła niespodzianka, bo nie słyszeliśmy o tym muzeum, a odkryliśmy je zupełnie przypadkiem!




Hydropolis
Niedaleko stacji Polinki przy ul. Na Grobli znajdziecie jeszcze jedną atrakcję – Hydropolis. To niezwykłe centrum nauki o… wodzie! Trzeba co prawda poczekać albo najlepiej zarezerwować wcześniej bilety, bo cieszy się ogromną popularnością, ale w środku nie ma tłoku. Nas już na wejściu „kupiła” wodna drukarka – Mietka trochę zmoczyło, Lila zachwycona. Czym niby jest ta wodna drukarka? Cóż… najlepiej zobaczyć to na własne oczy 🙂
A poza tym również wszystko, co ma do zaoferowania Hydropolis, a jest tego sporo. Jak w każdym centrum nauki – mnóstwo wiedzy, aż w głowie się nie mieści. Do tego też sporo zabawy dla człowieka w każdym wieku, znalazła coś dla siebie dwulatka, znaleźliśmy my, przeterminowani dwudziestolatkowie. Początkowo dla małych dzieci może być nieco przerażający mrok panujący w środku. W naszym przypadku Lila szybko się rozkręciła. Wiedza, zabawa, do tego strefa relaksu – czego chcieć więcej?



ZOO
Do ZOO popłynęliśmy statkiem i to jest świetna opcja, z której można skorzystać w sezonie. I tylko to jest plusem odwiedzania ZOO w sezonie! Zdecydowanie jest to niezwykle oblegana atrakcja, my też jadąc do Wrocławia mieliśmy ZOO na liście obowiązkowej. Mało oryginalne, bardzo mało oryginalne… Mieliśmy wrażenie, że ZOO przyciągnęło ponad połowę przebywających w mieście turystów z dodatkiem niewielkim żywiołu lokalnego. Z tego to połączenia powstał niezmierny ścisk, tłok i tumult. Żadna przyjemność stać w kolejce do każdej rybki? Do każdego boksu? To pomyślcie jak się z tym czuje niecierpliwe dziecko, które dodatkowo nie dostaje i nic nie widzi bez podsadzania. Szybko je to wykańcza i cała impreza staje się nie do zniesienia.
Z plusów – ZOO naprawdę warto odwiedzić. Dla leniwców wiszących nam nad głowami chociażby, a poza tym wielu innym świetnie zaaranżowanych przestrzeni dla pięknych i niezwykłych zwierząt (Afrykarium!). Tylko nie róbcie tego sobie i nie wybierajcie się tam latem ani w weekend.





Kolejkowo
Kolejna atrakcja, którą kojarzymy przede wszystkim z dziećmi, co nie znaczy, że dorośli nie mogą tam zajrzeć. A jak maja dzieci to nawet muszą 😀 Kolejkowo to makiety, na których możemy podglądać ich miniaturowych mieszkańców w przeróżnych sytuacjach. Nazwa zobowiązuje, znajdziemy więc tory i pociągi. Świat Kolejkowa żyje, rusza się, zaskakuje i rozśmiesza.
Dobra zabawa!



Panorama Racławicka
Nie ma to jak muzeum dla jednego obrazu. Ale za to jakiego!
114 metrów długości i 15 metrów wysokości – te liczby robią wrażenie. Obraz z dobudowaną scenografią stawia widza na polu bitwy pod Racławicami. Praca nad dziełem trwała 9 miesięcy, a powstało ono dla upamiętnienia insurekcji kościuszkowskiej, w jej setną rocznicę.
Wchodzi się grupowo w określonych godzinach, a oglądaniu towarzyszy komentarz wyjaśniający po kolei ukazane sceny.
Tę atrakcję oceniamy jako nie dla dzieci – Lilę trzeba było ewakuować, bo przeszkadzała innym i zagłuszała opowieść… Może dla ciut starszych 🙂



Muzeum Narodowe
Jeśli już kupicie bilet do Panoramy Racławickiej, to uprawnia on też do wejścia do Muzeum Narodowego, Muzeum Etnograficznego i Pawilonu Czterech Kopuł. My, korzystając z drzemki Lili, postanowiliśmy wybrać się do niedalekiego Narodowego. Co można tam zobaczyć? Dzieła sztuki śląskiej, polskiej i europejskiej – wiele obrazów, nagrobki Piastów, rzeźba drewniana – to nam najbardziej utkwiło w pamięci. Na wystawie Cudo-Twórcy za to sztuka Wschodu, rzemiosło artystyczne, współczesna ceramika i szkło artystyczne. Sporo tego było, pod koniec Lila nam się obudziła i nawet trochę z nami pooglądała. Ale nie za długo, bez przesady 🙂








Ogród Japoński
Świetne miejsce na spacer w ciepły dzień, ciekawe zakątki, ładnie zaaranżowana przestrzeń – cóż tu więcej dodać? Lila miała radochę, bo poskakała sobie po kamieniach i szukała strumyków. My nacieszyliśmy oczy pięknem. Dodatkowo warto przy okazji zarezerwować chwilę na pobliskie atrakcje – Halę Stulecia, Pergolę i Fontannę Multimedialną.
Hala Stulecia powstała w latach 1911 – 1913, znajduje się na obecnie na liście światowego dziedzictwa UNESCO i jest udostępniona do zwiedzania. Naprzeciwko staw z Fontanną Multimedialną, a wokół niego Pergola – miejsce sesji nie tylko ślubnych.









Dzielnica Czterech Wyznań
Symbol różnorodności i tolerancji. Wyznaczają ją ulice, przy których stoją: synagoga, kościół katolicki, kościół ewangelicki i prawosławna katedra. Polecona nam została przez jednego z czytelników i ruszyliśmy na poszukiwania 🙂 Przyznajemy się bez bicia, że dzieła nie dokończyliśmy i nie dotarliśmy do kościoła ewangelickiego… Nie było to wcale dla nas łatwe, aby odnaleźć wszystkie miejsca, natomiast fakt współistnienia różnych wyznań i tradycji jest bardzo budujący i dający powody do dumy.




Wrocław – zwiedzanie – podsumowanie
Ależ rymuję! Naszego zwiedzania to by było na tyle. Udało się zajrzeć do miejsc bardziej dla dzieci i bardziej dla dorosłych. Były spacery, zoo, ogrody, zabytki, muzea, tańce, kościoły i nawet koncert organowy! (No i dmuchańce…) Zdajemy sobie w pełni sprawę z tego, że nie wykorzystaliśmy jeszcze w pełni tego, co oferuje nam Wrocław. Aczkolwiek ze swych dokonań jesteśmy dumni i Wam je z przyjemnością zaprezentowaliśmy 🙂
Do następnego!